Treści na Forum Bankier.pl publikowane są przez użytkowników portalu i nie są autoryzowane przez Redakcję przed publikacją... Bankier.pl nie ponosi odpowiedzialności za informacje publikowane na Forum, szczególnie fałszywe lub nierzetelne, które mogą wprowadzać w błąd w zakresie decyzji inwestycyjnych w myśl art. 39 ustawy z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi. Przypominamy, że Forum stanowi platformę wymiany opinii. Każda informacja wpływająca na decyzje inwestycyjne pozyskana przez Forum, powinna być w interesie inwestora, zweryfikowana w innym źródle.
Wiecie tak się mówi 11 lipca ,,Krwawa Niedziela "-a tak naprawdę wiecie co się wtedy działo ?
Wtedy doszło do nieludzkich rzezi i zniszczenia; ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, kos, pił, noży, młotków i innych narzędzi – płonęły polskie wsie.
Była to akcja dobrze przygotowana i zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach.
Macie tylko niewielki wycinek zobaczcie ilu ludzi ,ilu Polaków zarżnięto tylko jednego dnia
w kolonii Orzeszyn na ogólną liczbę 340 mieszkańców zginęło 270 Polaków,
we wsi Sądowa spośród 600 Polaków tylko 20 udało się ujść z życiem,
w kolonii Zagaje na 350 Polaków uratowało się tylko kilkunastu.
We wsi Dominopol pow. Włodzimierz Wołyński wymordowali całą wieś, ponad 220 Polaków.
W miasteczku Kisielin pow. Horochów zaatakowali Polaków w kościele, po zakończeniu mszy świętej. Spędzili do nawy głównej część Polaków, rozebrali do naga i rozstrzelali z karabinu maszynowego, rannych dobijali różnymi narzędziami, najczęściej zakłuwali bagnetami. Zginęło co najmniej 90-120 Polaków w kościele i wokół niego.
W kol. Orzeszyn pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali co najmniej 306 Polaków,
W miasteczku Poryck pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali około 220 Polaków
W osadzie Chrynów pow. Włodzimierz Wołyński upowcy wymordowali w kościele i wokół kościoła podczas ucieczki około 150 Polaków;
Macie i trochę wspomnień poczytajcie może co do niektórych dotrze ogrom tego zezwierzęcenia
W kol. Orzeszyn pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali co najmniej 306 Polaków, majątek zrabowali. Kolonia została otoczona, a Polacy spędzeni do jej środka pod krzyż. Śpiewali „Serdeczna Matko”, byli świadomi swojego losu. Spod krzyża, pod las Ukraińcy najpierw zaprowadzili jedną grupę mieszkańców i wymordowali. W tym czasie druga grupa czekała pod krzyżem i modliła się. Następnie wymordowali drugą grupę. Do każdej grupy najpierw strzelali, a następnie dobijali rannych. Znajdują się tam do dzisiaj 3 zbiorowe mogiły. Janinę Rosadę, ranną, pomimo jej próśb o dobicie, zakopali żywcem. Domy obrabowali, wyrwali nawet drzwi i okna, niektóre rozebrali i przenieśli do wsi ukraińskich, pozostałe później spalili (Siemaszko..., s. 892 – 895). „Wtedy dopędzono na skraj lasu pierwszą grupę kobiet i dzieci. Ustawiono ich na linii lasu, przed którym były gotowe doły/okopy. Dano sygnał - rozpoczęło się mordowanie. Poszły w ruch siekiery, łomy i noże. Przy próbie ucieczki - padały strzały. Pozostała część czekała na swoją kolej w środku wsi, pod krzyżem. Oni wszyscy słyszeli straszne krzyki, lament, jakby walił się w gruzy cały świat. Akcja była bardzo dobrze zorganizowana. Mieszkańcy całej wsi podzieleni byli na trzy grupy, na którymi było łatwiej zapanować. Moi rodzice byli w grupie, oczekującej pod krzyżem. Pilnujący ich Ukraińcy uzbrojeni byli w broń maszynową. Ludzie prosili - puśćcie nas, nigdy tu nie wrócimy. Banderowcy drwili - stamtąd dokąd pójdziecie, już nie powrócicie! Mordy przeniosły się ze skraju lasu na pole. Opowiadano mi, że mężczyźni wyrywali banderowcom łomy i siekiery i bronili siebie i dzieci. Wtedy Ukraińcy zaczęli strzelać. Kiedy wymordowali już pierwszą a następnie drugą grupę mieszkańców, zaczęli ściągać zwłoki do dołów. Do tych celów posłużyli się powrósłami wykonanymi z wyrwanego zboża. Zaplątywali je na nogach wymordowanych, żeby łatwiej było dociągnąć je do dołów. Zdarzały się osoby ciężko ranne. Ukraińcy nie dobijali ich, tylko stwierdzali, że i tak zdechną. Malutkie dzieci wrzucali banderowcy żywcem do dołów. Niejednokrotnie starsze dzieci uciekały im w zboże i do lasu. One później błąkały się i powracały do obrabowanych domów, wyłapywali ich upowcy i mordowali. /../ Tę rzeź przeżyła jedna kobieta. Pochodziła z Orzeszyny, mieszkała w Horochowie. Wraz z mężem i córką przyjechała do rodziny w Orzeszynie na okres żniw. Zazwyczaj lato spędzała u matki. Tak było i teraz. Jej córka poszła na mszę do kaplicy. Ją z mężem, brata, dzieci - całą dużą rodzinę, popędzono do lasu. W czasie mordów najpierw upadł na nią mąż a później inni. Wiedziała, że wszystkich wymordowani, ale myśl, że córka jeszcze żyje, dodawała jej sił. Musi iść i ją ratować. Leżała cała we krwi i wszystko słyszała, znała ukraiński. Jej mąż był stolarzem, pracował w niedalekich Pieczychwostach, wsi ukraińskiej, w stolarni dworskiej. Znała wielu Ukraińców, także tych, którzy nieśli zagładę. Leżała na ziemi, na niej zwłoki. Upowcy ściągnęli już wiele ciał do rowów. Dotarli do niej. Najpierw obejrzeli jej buty, były przechodzone, zostawili. Zaczęli ciągnąć ją do dołu. Otworzyła oczy i... poznała młodych Ukraińców pochodzących z Pieczychwostów. Odezwała się po ukraińsku - " Ja żywa". Podleciał jeden z nich z łomem. - Ja ciebie zaraz zabiję! A ona wtedy - Ty mnie zabijesz? A ja jestem kuma wasza! Ty powinowaty! Na takie słowa młodzi Ukraińcy najpierw wrośli w ziemię, a potem ją podnieśli i dopytywali – co robiła w Orzeszynie. Odpowiedziała, że z Horochowa przyjechała po żywność. Wszystkich wyganiali i nikt jej nie chciał słuchać. Młodzi nakazali jej, aby poszła do Orzeszyny umyć się i przebrać, bo cała była we krwi. Uratowana kobieta z Horchowa widziała jak zabijali dorosłych i dzieci. Jeśli mężczyzna miał na nogach oficerki, a Ukraińcy nie mogli ich zdjąć, to obcinali nogi i zabierali z butami. /../ Kiedy ją puścili, skręciła w zboże. Tam odnalazła córkę i bratową. Wspólnie poszły na Józefkę. Ona pierwsza opowiedziała o tym, co wydarzyło się w Orzeszynie, tym, którzy przeżyli i schronili się w Sokalu”