panowie X czy Y w latach .... otwierali sieci kantorów nie w wielkich miastach, bo tam ich było od groma, ale w pipidówkach typu Bezledy, Gronowo, Gołdap, Zubki, Hrebenne, Zosin czy Chyżne... nie można mówić, że tam byli rozpoznawalni i mieli mocną pozycję :)

oni otwierali je tam, bo tam było wąsko, a gotówka ta sama tamtędy płynąc trafiała do dużych miast... dziś idea jest taka, że geszeft robi się na sieciach...

nie sztuka zarzucić sieć na małym akwenie i łowić rybki zagęszczając oka sieci... bo wtedy ciągle w te sieci wpadają te same, te niewymiarowe... i co je wywalimy za burtę to znów wpadną... tylko dlatego że oka małe, a węzłów od groma... :)

dobrze zwiekszyć lub zmienić akwen, wypłynąć łódeczką na większe wody, bo wtedy nawet kiedy sieć ma większe oka i rzadziej węzły to może się okazać, że wieksze ryby w nią wpadają... jak łódeczka silna to byle wiater jej nie obali, arybak ma szansę na obfite połowy, nawet wtedy kiedy po wodach tego akwenu krąży sporo statków...

Po co budować 73 KFC w Wawce jak lepiej 10 w stolycy, a pozostałe 63 w innych lokalizacjach? Klient który kupił w Wawce, w Krk też kupi, a jest szansa, że i miejscowe centusie zaglądną. A jak pobudujemy tylko w wawce to co? Tylko luźniej przy kasach się zrobi, a obroty niekoniecznie wzrosną... Jakby RIP colonel Harland Sanders myślał w ten sposób, żeby tworzyć swoje restauracje tylko tam gdzie znają jego szpiczastą bródkę, to smak kurczaka w 11 ziołach i przyprawach Sandersa znali by tylko mieszkańcy Corbin, w stanie Kentucky w USA... A tak kurczaka KFC wpylimy w 9400 lokalizacjach na całym świecie i popijemy zimną pepsi :)

pozdr